Gdzie jest Bóg?
- DarWoliBozej.pl

- 6 sie
- 14 minut(y) czytania
Zaktualizowano: 12 sie

Zamiast wstępu
Drodzy Rodzice,
Oddajemy w Wasze ręce bajkę, która nie tylko opowiada piękną historię duchowej podróży małej dziewczynki, ale także głęboko zakorzeniona jest w nauczaniu Kościoła Katolickiego i w Piśmie Świętym. Każdy wątek tej opowieści – od dziecięcej tęsknoty za Bogiem, przez odkrywanie Jego obecności w stworzeniu, aż po Dar życia w Woli Bożej – ma swoje źródło w Objawieniu i Tradycji Kościoła.
Bajka została oparta na duchowości Sługi Bożej Luizy Piccarrety i ukazuje, jak można żyć w zjednoczeniu z Wolą Bożą już od najmłodszych lat. W tekście obecne są treści inspirowane zarówno tresciami zawartymi w Katechiźmie Kościoła Katolickiego, jak i w Piśmie Świętym – cytaty i odniesienia zostały dobrane z wielką starannością, by bajka była nie tylko poruszająca, ale też teologicznie prawdziwa.
Ta historia może być dla Waszych dzieci (a może i dla Was samych) nie tylko literacką przygodą, lecz także głębokim wprowadzeniem w modlitwę serca, uwielbieniem Boga w stworzeniu i odkrywaniem tajemnicy Daru życia w Jego Woli. To zaproszenie do żywego, codziennego dialogu miłości z Bogiem – prostego, cichego, ale pełnego mocy – do tzw. modlitwy Krążenia.
Życzę Wam błogosławionego czytania. Niech ta opowieść stanie się bramą do spotkania z Bogiem, który naprawdę mówi o swojej miłości do człowieka przez wszystko, co stworzył – i który z radością czeka na odpowiedź miłości nawet z najmniejszego serca.
GDZIE JEST BÓG?
Eleonora = Bóg jest moim światłem
I
Eleonora odnajduje Boga
Była raz sobie mała dziewczynka o imieniu Eleonora, w swoim sercu miała złożone pragnienie, którego sama nie potrafiła do końca odkryć. Coś co pociągało ją ku niebu, ku światłu, ku czemuś większemu niż to, co widziała wokół siebie. Było to jak ciche, lecz nieustające wołanie – tęsknota, która nie dawała spokoju ani w dzień, ani w nocy. Czasami czuła, jakby ktoś niewidzialny szeptał jej do serca, że jest coś więcej. Coś, co czeka, aż zostanie odkryte. Coś, co ma smak miłości, zapach nieba i barwę światła.
Od najmłodszych lat słyszała opowieści o Bogu, który bardzo ją kocha. O tym, że stworzył świat z miłości i że nieustannie spogląda na nią z nieba z uśmiechem. Ale ona... ona nigdy Go nie widziała. Nie słyszała Jego głosu. Nie czuła tej miłości, o której jej mówiono. I dlatego w sercu Elenka odczuwała ból – bo jak można pogodzić się z tym, że Tego, który tak bardzo ją kocha, nie może dotknąć, przytulić, zobaczyć ani odczuć Jego wielkiej miłości?
Każdego dnia wyglądała przez okno. Kiedy dzwonił dzwonek, biegła do drzwi z nadzieją, że to On. Kiedy wiatr poruszał firanką, odwracała się szybko, bo może to właśnie On się poruszył? Kiedy słychać było szuranie za oknem, stukanie gałęzi o parapet – serce dziewczynki stawało się czujne, gotowe, czekające. Ale On nigdy nie przyszedł tak, jak tego oczekiwała.

Z czasem zaczęła zadawać pytania. Nie tylko o to, gdzie jest Ten, który ją kocha, ale też... czy Ona umie kochać Jego? Czy mała dziewczynka, może kochać Boga tak, jak On kocha? Wielką, czystą, potężną miłością, która obejmuje cały świat? Czuła się zbyt mała. Zbyt słaba. Jej serce, choć spragnione, wydawało się zbyt kruche na takie wielkie rzeczy.
Tylko babci mogła to wszystko powiedzieć. Babcia była inna niż wszyscy. Jej oczy widziały głębiej, a serce słuchało w ciszy. Wnuczka siadała u niej na kolanach i tuląc się szeptała:
– Babciu... ja tak bardzo chcę Go zobaczyć. Słyszę, że mnie kocha, ale ja... ja tego nie czuję. Gdzie On jest? Gdzie się ukrywa? Ciężko jest kochać kogoś, kogo się nie widzi.
Babcia milczała chwilę, a potem powiedziała:

– Jutro zabiorę cię w miejsce, w którym Bóg nie mówi słowami, ale mówi całym sobą. I pokarzę Ci to, co mi samej przemieniło serce i wierzę, że może przemienić i twoje.
Wyruszyły nazajutrz wczesnym rankiem. Weszły w cichy las, gdzie drzewa szumiały jak starzy święci, modlący się od wieków. Babcia poprosiła dziewczynkę:
– Teraz, moje dziecko, wsłuchaj się w odgłosy lasu. Otwórz oczy na wszystkie małe cuda. Dotknij traw, drzew i wszystkiego wokół, bo każde najmniejsze źdźbło trawy mówi: „Jestem tu dla ciebie” a każdy zapach jest tu pocałunkiem.
Elenka pochyliła się nad miękkim mchem, zanurzyła dłonie w jego zielonym aksamicie. Dotykała chropowatej kory starych drzew. Babcia podała jej dzikie poziomki – słodkie jak letnie niebo – i dziewczynka zasmakowała w prostocie tego daru. Czuła wiaterek muskający jej policzki i rozpoznała w nim więcej niż tylko powiew – jakby ktoś naprawdę delikatnie głaskał ją po twarzy. Promienie słońca ogrzewały jej dłonie, a ptaki śpiewały nad głową tak cudnie, że aż chciało się płakać.
W końcu dotarły na małą polankę, gdzie trawy były wysokie i miękkie, a niebo wyglądało, jakby było blisko. Tam usiadły razem na kocu, a babcia zaczęła opowieść.
– Posłuchaj, moje dziecko. Jest historia, którą zna mało kto. To historia o Niewidzialnym Bogu. Dawno, dawno temu, zanim jeszcze powstał świat, Bóg będąc Miłością zapragnął obdarować nią kogoś, stworzył więc człowieka. Ale człowiek odwrócił się od Boga, i stracił z nim łączność a Bóg od tamtej pory pozostał dla niego niewidzialny. Ale Bóg nie przestał kochać. Ukrył swoje "kocham cię" w całym świecie: w promieniach słońca, w zapachu lasu, w kształtach liści, w śpiewie ptaka i szumie morza. I każdy, kto patrzy sercem – może te kocham Cię poczuć i zobaczyć. Nie oczami ciała, lecz oczami duszy.
Elenka patrzyła na babcię ze wzruszeniem, czując, że jej słowa zaczęły ją przemieniać.
– Widzisz, kiedy poczułaś na twarzy ciepło słońca – to było Jego „kocham cię”. Kiedy wiatr cię chłodził – to On troszczył się o ciebie. Kiedy chodziłaś boso po trawie – On chciał, byś czuła Jego czułość. W śpiewie ptaka – On śpiewał dla ciebie miłosne piosenki.
Dziewczynce nagle coś zajaśniało w sercu. Wstała powoli, jakby z niej opadła mgła, i wybiegła na łąkę. Rozłożyła ręce i zaczęła biec, a z jej ust wyrywało się odwzajemnienie:
– Kocham cię! Kocham cię, Boże! W tej trawie! W tym kwiatku! W cykaniu świerszcza! W promykach słońca! Kocham cię, dziękuję ci, wielbię cię!

Zatrzymała się przy strumieniu i spojrzała na odbite w falach i srebrzące się światło.
– I przepraszam, że nie dostrzegałam Twego kocham Cię. Że nie słyszałam go. Że nie widziałam twych cudów.
A pociągnięta głębiej wewnętrznym światłem zawołała:
– Boże... ja chcę powiedzieć „kocham Cię” także za innych. Za dzieci, które zapomniały. Za dorosłych, którzy nie słyszą. Za tych, co są smutni i nie wiedzą, że Ty jesteś. Za tych, co nigdy Ci nie podziękowali. Przyjmij moje „kocham Cię” za nich.
I tak biegała po łące, kładąc w duchu swoje akty miłości na każdy kamień, liść, kroplę rosy, pszczołę, skrzydło motyla – z serca, które już nie tęskniło, ale które zaczęło kochać prawdziwie.

Tej nocy miała sen, w którym ujrzała Twarz. Twarz, której nie da się opisać, bo była jak światło, jak pokój, jak wieczność. Twarz, która patrzyła na nią z uśmiechem tak łagodnym, że aż świat stawał się jaśniejszy. Uśmiech, który mówił: Dziękuję. Ale nie tylko dziękuję. To był uśmiech Ojca, który po tysiącach lat czekania na miłość dziecka – wreszcie ją otrzymał. I w tym uśmiechu nie było słów, ale dziewczynka wiedziała, że wszystko zostało wypowiedziane. Panowała cisza, a gwiazdy szeptały cicho ponad światem. Dziewczynka leżąc w łóżku, otulona snem i jeszcze świeżą pamięcią spotkania z Bogiem ukrytym w stworzeniu, poczuła, że w tej ciszy coś się w niej otworzyło. Jak gdyby z głębi serca, tam, gdzie nie sięga żadne ludzkie słowo, trysnęło źródło. Ciche, jasne, żywe. I zrozumiała… że wszystko, co tego dnia się wydarzyło, było modlitwą. Nie wyuczoną, odmówioną, pospiesznie złożoną z formułek. Ale modlitwą, która się wydarzyła, jak oddech, jak bicie serca, jak łza wzruszenia. Modlitwą która żyła, którą stworzenie szeptało od zawsze, a jej dusza po raz pierwszy usłyszała i włączyła się w ten szept z całą dziecięcą prostotą.
To nie były słowa, to był dialog miłości.
Rano, gdy otworzyła oczy, nie była już tą samą dziewczynką. Nadal wyglądała tak samo, mieszkała w tym samym domu, kochała swoją babcię. Ale jej dusza – jej dusza była teraz przestrzenią, w której zamieszkał Bóg. I z każdym nowym dniem powtarzała:
– Kocham Cię, Boże… i dziękuję, że nauczyłeś mnie widzieć i modlić się.
II
Eleonora otrzymuje Dar Życia w Woli Bożej.
W jeden z cichych wieczorów, gdy niebo paliło się purpurą zachodu, a zapach nagrzanej łąki unosił się w powietrzu, Elenka usiadła przy babci na schodach starego ganku. Miała spuszczoną głowę i zamyślone oczy. Długo milczała. Babcia głaskała ją po włosach, czekając, aż serce dziecka samo przemówi.

W końcu dziewczynka westchnęła głęboko i powiedziała:
— Babciu… ja chcę kochać Boga tak bardzo, jak On mnie kocha. Chcę Go kochać tak mocno, tak płomiennie, żeby Jego serce, aż zadrżało z radości. Ale… nie umiem. Jestem mała. Moje serce jest małe. Moja miłość jest mała. I to mnie boli… że On kocha mnie nieskończenie, a ja mogę dać Mu tylko takie maleńkie „kocham Cię”.
Babcia spojrzała na nią z łagodnym uśmiechem. Milczała jeszcze chwilę, jakby coś w niej dojrzewało, a potem powiedziała:
— Moje dziecko… to, co teraz odczuwasz, to nie słabość. To właśnie wielka łaska. Bo dusza, która pragnie kochać Boga Jego własną miłością, to dusza, którą On sam zaprasza do czegoś bardzo głębokiego… do życia w Jego Woli.
Dziewczynka podniosła oczy – czujne, przejęte, czekające.
— Życie w Woli Bożej — ciągnęła babcia — to nie tylko pragnienie dobra i pełnienie Jego Woli a nie swojej. To coś więcej. To Dar. Dar, który Bóg pragnie dać tym, którzy pragną kochać Go nie ludzkim sercem, ale Jego sercem, Jego własną miłością, wieczną, obejmującą wszystko i wszystkich. Kiedy oddasz Mu swoją wolę i poprosisz Go o ten Dar z całej duszy — wtedy Jego Wola może zacząć żyć w tobie. I wtedy już nie ty sama będziesz kochać, ale Bóg będzie kochać w tobie. Twoje czyny, nawet te najmniejsze, nabiorą wartości wiecznej. Małe „kocham Cię”, wypowiedziane w Jego Woli, stajnie się jak ogień, który przenika niebo i ziemię.
Dziewczynka zamarła. Jej serce przyspieszyło. I nagle wszystko zrozumiała — że jej małość nie przeszkadza Bogu, ale że właśnie przez nią może On działać potężnie.
Złożyła ręce i szepnęła:
— Boże… jeśli chcesz… daj mi ten Dar. Udziel mi Daru życia w Twojej Woli. Ja oddaję Ci swoją wolę, chcę Cię kochać Twoją miłością, abyś poczuł się kochany tak, jak Ty sam kochasz. Uczyń ze mnie Twoje serce na ziemi. Niech moje „kocham Cię” będzie jak Twoje „kocham Cię” – Ty Boże kochaj we mnie.

W tej chwili, choć nie rozległ się żaden głos, dziewczynka poczuła, że coś się wydarzyło. Jakby niebo pochyliło się nad nią i złożyło w jej sercu iskrę — święty płomień, który nie spala, ale zapala wszystko wokół.
I odtąd jej „kocham Cię” było inne. Każdy szept, każdy gest, każdy uśmiech i każde spojrzenie stały się Boską modlitwą. Kiedy skakała przez kałuże, śmiała się, gdy zbierała kwiatki — ofiarowywała je z miłością, którą Bóg w niej wzbudzał. Jej akty były jak promienie światła rozlewające się po całej ziemi.
Z czasem, gdy dni mijały jak delikatne płatki spadające z nieba, a serce dziewczynki coraz głębiej wchodziło w tajemnicę Bożej Woli, wydarzyło się w niej coś jeszcze. Pewnego poranka, gdy śpiew ptaków zdawał się donośniejszy niż zwykle, a światło poranka bardziej przejrzyste, poczuła w duszy głębokie poruszenie – nie jak myśl, ale jak objawienie.
Zrozumiała, że jej „kocham Cię” płynące w imieniu wszystkich dusz tych przeszłych, teraźniejszych i przyszłych, to było coś większego. Coś ogromniejszego niż ona sama.
Zrozumiała, że całe stworzenie tęskni za tym, by chwalić Boga – ale nie ma ust. Kwiaty nie mogą mówić, choć płoną kolorami ku niebu. Drzewa nie mają głosu, choć wznoszą ramiona gałęzi jak do modlitwy. Skały trwają w milczeniu, choć noszą w sobie pamięć Bożego dotyku. A ptaki, choć śpiewają, nie mogą powiedzieć: kocham Cię z pełnią wolności serca.
I wtedy zrozumiała – ona została im dana. Jej dusza, jej serce, jej usta. Ona stała się ustami całego stworzenia. Zaczęła więc szeptać do Boga:
– Boże, przyjmij moje „kocham Cię” w imieniu tych stokrotek, które nie mogą mówić. Przyjmij moje „dziękuję Ci” w imieniu sosen, które szumią Twoją chwałę, ale nie mogą wypowiedzieć Twego Imienia. Przyjmij mój zachwyt w imieniu gór, które trwają w milczeniu od stworzenia świata. Przyjmij moje „uwielbiam Cię” w imieniu rzek, które płyną nieprzerwanie ku Tobie. Ja chcę być głosem dla wszystkiego, co stworzyłeś, Panie.

Od tamtej pory każdego dnia, zaraz po przebudzeniu, czuła w sobie to źródło modlitwy – jasne, ciche i zawsze nowe. I nie umiała już żyć bez tej modlitwy, szła w świat jak artystka, która tworzy modlitwę z tego, co widzi, czuje, dotyka i przeżywa. Jeśli padał deszcz, mówiła:– Kocham Cię, Boże, w każdej kropli spadającej z nieba, jakbyś Ty sam całował ziemię.
Jeśli widziała pająka tkającego misterną pajęczynę, szeptała:– Kocham Cię, Boże, w tej cierpliwej pracy i w delikatnym kunszcie Twoich rąk.
Gdy wiatr tańczył z liśćmi – mówiła:– To Ty, Boże, tańczysz ze światem. A ja tańczę z Tobą. Kocham Cię w imieniu wszystkich.
Nieustannie znajdowała w Bożej Woli nowe sposoby, by wielbić Boga. Codziennie inne „kocham Cię”, inne „dziękuję”, inne „przepraszam” – jak bukiety z nowych kwiatów, których nigdy wcześniej nie widziała.
A Bóg z radością przyjmował każdy jej akt miłości i go odwzajemniał. Raz była to miłość, która wlewała się w nią jak ciepłe mleko. Innym razem światło zrozumienia ukrytych tajemnic. Albo radość tak wielka, że aż chciało się tańczyć po łące a towarzyszył temu pokój tak wielki, że zdawało się jej, jakby cały świat się zatrzymał.
I choćby nie wiem jak wielką starała się okazać mu miłość, kładąc swoje małe kocham Cię wszędzie, Bóg odpowiadał jeszcze większą miłością nie znającą granic ani końca. Zdawało się jej, że z uśmiechem przyjmował każde jej westchnienie, każdą próbę odwzajemnienia – bo wiedział, że nikt nie zdoła Go wyprzedzić w miłości. A jednak Elenka, całą swoją duszą, sercem i dziecięcą pasją, próbowała. I chociaż nigdy Go nie dogoniła, Bóg – z ojcowską czułością – pozwalał jej wierzyć, że jest coraz bliżej.
Miłość między nią a Bogiem zaczęła się przelewać. Jak rzeka, która nie mieści się już w swoim korycie. Oddawała Bogu wszystko, a Bóg dawał jej jeszcze więcej. A im więcej dawał – tym więcej ona chciała Mu dać. I tak bez końca. Prosiła więc Boga, by dotknął nadmiarem ich miłości cały świat. Niech jakaś dusza, poczuje ulgę. Niech ktoś odetchnie głębiej a inny poczuje się kochany.

I tak się działo, gdzieś na drugim końcu świata jakiś chłopiec przestał się bać, jakaś kobieta, pogrążona w smutku, nagle spojrzała w niebo i poczuła, że nie jest sama a ktoś, kto płakał, poczuł ciepło w sercu, którego nie umiał nazwać. A wszystko dlatego, że jedna mała dziewczynka kochała Boga Jego własną miłością. Jej modlitwa – cicha, ukryta, pełna zachwytu i oddania – stała się rzeką, która płynęła przez świat. Czysta, prawdziwa, wieczna.
I choć nikt jej nie widział, choć była tylko małą dziewczynką — w duchowej rzeczywistości była jak promień słońca, który nieustannie dotyka świat, przemieniając go, ogrzewając i ożywiając jak słońce ziemię.
Bóg patrzył na nią z uśmiechem. Tym samym, którego doświadczyła w tamtym śnie. Uśmiechem, który mówił wszystko.
I tak oto, przez jeden dziecięcy akt wiary i pragnienia, jedna mała dusza żyjąca w Woli Bożej stała się echem samego Boga w świecie.
Drodzy Czytelnicy,
Bajka, którą przeczytaliście, nie jest tylko piękną opowieścią. Jest także zaproszeniem – do czegoś prawdziwego, głębokiego i osiągalnego tu i teraz.
To, czego doświadczyła mała dziewczynka – miłość Boga obecna w każdej kropli rosy, w śpiewie ptaka, w powiewie wiatru i w cichym poruszeniu serca – nie jest zarezerwowane dla wybranych.
Modlitwa dziewczynki, którą odkrywa i codziennie na nowo przeżywa, to tzw. modlitwa krążenia – szczególny sposób modlitwy właściwy duszom żyjącym w Woli Bożej. Polega ona na kochaniu, dziękowaniu i oddawaniu chwały Bogu w imieniu wszystkich stworzeń, dusz i całego stworzenia, przywracając wszystko do pierwotnego celu: by żyło dla Boga i Go wielbiło. To modlitwa, która nie zatrzymuje się w jednym miejscu – ona krąży, powraca, obejmuje wszystko i wszystkich.
Dar życia w Woli Bożej
To nie metafora. To żywa i prawdziwa duchowa rzeczywistość, w której dusza nie tylko stara się pełnić Bożą wolę, ale całkowicie w niej zamieszkuje. Wtedy Bóg działa w niej, modli się w niej, kocha przez nią – tak, jak sam kocha w Trójcy Świętej.
To życie nie jest zarezerwowane dla mistyków i świętych. To dziedzictwo każdego ochrzczonego, bo każdy, kto nosi w sobie Ducha Świętego, ma dostęp do tej łaski – jeśli tylko zapragnie żyć wyłącznie Boską Wolą odkładając swoja Wolę na bok, poprosi i zapragnie tego Daru – otrzyma Go
Więcej o Darze życia w Woli Bożej – o tym, czym jest, jak go przyjąć, jak nim żyć każdego dnia i co mówi na ten temat Kościół – znajdziesz na stronie poświęconej Słudze Bożej Luizie Piccarrecie, której misją było szerzenie tej duchowej perły.

_edited.png)



Komentarze