top of page

GDZIE CIĘ BOLI? – część I

Zaktualizowano: 4 wrz



Dolores = cierpienie

Łucja = światło



Dla rodziców


Ta opowieść nie jest zwykłą bajką. To duchowa podróż matki i córki przez krainę cierpienia, milczenia i przebudzenia. Dolores – kobieta silna, a jednak zraniona – staje twarzą w twarz z bólem, który od lat nosiła w sercu, nie znając jego prawdziwego imienia. Przez chorobę dziecka, samotność szpitalnej kaplicy i wspomnienie własnego dzieciństwa, odkrywa, że to nie tylko śmierć męża pozostawiła w niej ranę – lecz głębiej ukryta, żyła w niej stara samotność, zagubienie i lęk, które odcisnęły piętno na jej życiu i macierzyństwie.


W tej bajce nie chodzi o morał, lecz o drogę. Drogę ku prawdzie o sobie – bolesnej, a zarazem wyzwalającej. Każde „gdzie cię boli?” staje się tu pytaniem, które otwiera nie tylko boleść ciała, ale i duszy. A odpowiedź nie przychodzi od razu – dojrzewa we łzach, wspomnieniach i ciszy.


To opowieść dla tych, którzy pragną nie tylko leczyć rany swoich dzieci, ale i odważyć się spojrzeć na własne. Bo tylko serce uzdrowione w świetle Miłości może naprawdę przytulić.



I.

Dolores – imię bólu 

Niektóre kobiety rodzą się z sercem skierowanym ku niebu. Takie serce miała Dolores. Nie znaczy to, że była doskonała, ale że gdzieś głęboko, pośród codziennych zmagań i cichych zmęczeń, jej dusza zawsze wołała do Boga. Czasem nieświadomie, czasem szeptem, który tylko On słyszał. Kochała Go tak, jak potrafiła i zawsze prosiła Go by uczynił ją dobrą matką.

Jej życie nie było łatwe, ale nigdy nie użalała się nad sobą. Niosła wszystko w ciszy – nie skarżyła się, nie narzekała, nie obwiniała. Wydawało się, że wiele rzeczy przyjmuje z pokorą. Ale była też w niej jakaś twardość – jakby napięcie, które nie pozwalało jej do końca zaufać. Jakby w środku serca wciąż trwał jakiś cichy lęk. Coś głęboko ukrytego, co zepchnęła kiedyś na dno duszy i owinęła ciszą.

ree

II. Dom, w którym brakowało światła

A jednak to coś dawało o sobie znać. Nie krzyczało, ale zniekształcało jej codzienność i sprawiało, że jej miłość, do córki, nie zawsze była czysta. Nie zawsze wolna. Zwykle miłość Dolores plątała się z obawą. Z niepokojem. Z nadmierną troską, z bezwiedną potrzebą brania spraw w soje ręce, bo przecież do tego przywykła, że musi radzić sobie sama, że nikt jej ostatecznie nie pomoże.

Wierzyła, że robi wszystko najlepiej jak potrafi. I naprawdę się starała. Ale pewnej nocy – bardzo cichej, bardzo trudnej – zrozumiała, że coś ją wciąż trzyma w miejscu, z którego nie może sama się wydostać. Że jest jakiś ból, którego jeszcze nigdy nie wypowiedziała. Nawet przed Bogiem.


Dolores była kobietą głębokiej wiary i jeszcze głębszego milczenia. Choć potrafiła modlić się sercem i nie raz czuła, że Bóg naprawdę ją słyszy, rzadko mówiła o swoich uczuciach. Noszenie ich w sobie wydawało jej się czymś świętym — to był jej zamknięty świat.


Jej mąż, wiele lat temu, odszedł cicho, bez skarg, choć choroba długo trzymała go na granicy życia. Dolores była przy nim przez cały czas – z tą samą stanowczą troską, jaką później otaczała swoją córkę. Wierzyła, że miłość to wierność. Że nie zawsze objawia się czułymi słowami, ale raczej trwaniem — w bólu, w zmęczeniu, w dzień i nocy.


ree

Po jego śmierci nie nosiła żałoby w sposób widoczny – nie płakała otwarcie, nie mówiła wiele o stracie. Ale od tamtej pory coś w niej całkiem przygasło. Jej spojrzenie, wcześniej głębokie i czyste, stało się jakby bardziej odległe i zamyślone. Uśmiech nie zniknął zupełnie, ale stał się rzadkim gościem, który pojawiał się wtedy, gdy często nikt go nie oczekiwał.


Przyjęła to cierpienie jako część drogi, którą Bóg jej wyznaczył. Nie walczyła z nim — raczej nosiła je w sercu jak modlitwę, której nie trzeba wypowiadać na głos. Z czasem ta cicha zgoda uczyniła ją twardszą. Ale też sprawiła, że zaczęła mylić stanowczość z siłą, a rezerwę z pokorą.


Wierzyła, że jest matką odpowiedzialną. Nie chciała, by Łucja widziała w niej słabość, więc nie płakała przy niej nigdy. Gdy dziewczynka pytała: „Mamo, dlaczego jesteś smutna?”, Dolores odpowiadała spokojnie: „Nie jestem smutna, córeczko, po prostu myślę”. Ale jej myśli często krążyły wokół pustki która pozostała – wokół głosu, którego już nie było, i silnych dłoni, którą pamiętała jeszcze tak wyraźnie.


Być może właśnie dlatego czasem zbyt stanowczo zamykała córce drogę do marzeń. Chciała ją uchronić przed bólem, którego sama doświadczyła. Chciała, by Łucja rosła silna a tymczasem sadziła w jej sercu maleńkie ziarenko lęku, które kiedyś mogło wykiełkować.


Dolores dobrze wiedziała, jak postrzegają ją inni. Jej milczenie, spuszczony wzrok i nieustanny cień smutku interpretowano różnie — jedni sądzili, że to duma, inni, że chłód, a jeszcze inni, że po prostu taki ma charakter. Ona jednak od dawna usprawiedliwiała swój zamknięty świat jednym: tym, co się wydarzyło, gdy odszedł mąż. Nie potrafiła już potem być taka jak dawniej, choć przecież dawniej… dawniej również była… no właśnie jaka? Czy rzeczywiście wile zmieniło się po śmierci męża czy może tylko pogłębiło się to co już w niej było. Smutek, który ją osłonił po śmierci męża, był jak płaszcz: ciężki, ale znajomy. Chronił ją przed pytaniami, i nie były to pytania innych, przed oceną, przed koniecznością mówienia prawdy - samej sobie.


Gdy Łucja była mała, Dolores zrobiła wszystko, by ukryć przed nią prawdę o chorobie ojca. Powiedziała jej dopiero na kilka tygodni przed śmiercią, że tatuś jest bardzo, bardzo chory. Dźwigała to wszystko sama: codzienność, troskę, lęk, gasnące światło w oczach męża. Chroniła córkę z determinacją, dotykającą bólu. Wierzyła, że to jedyny sposób, by ocalić w niej dzieciństwo. Nie zdawała sobie wtedy sprawy, że milczenie, które miało być tarczą, zbuduje mur.


Gdy patrzyła na swoją córkę, Łucję – jasną, pełną życia, jeszcze nieświadomą ciężaru jakie niesie ze sobą dorosłe życie – czuła coś więcej niż dumę. Może była to nadzieja, że uda się jej wychować Łucję bez obciążeń, wolną i zdolną to czystej miłości. Jednak życie pokazało, że niesie za sobą inny scenariusz.


III. Gdzie cię boli?

Właśnie wtedy zaczęła się ta historia. Nie wtedy, gdy Dolores została matką, ale wtedy, gdy zaczęła być gotowa, by stanąć w prawdzie o sobie – i dać się poprowadzić dalej, ku światłu.


ree

Nadeszła wiosna, a z nią śmiech dwóch dziewczynek biegających po ogrodzie. To miał być zwyczajny wiosenny dzień. Łucja i jej koleżanka, Aniela, wróciły z lekcji muzyki, śmiejąc się wymachiwały skrzypcami. Dolores, jak zawsze, czekała przy furtce, upominając je, by uważały na instrumenty.


– Mamo, możemy się jeszcze pobawić w ogrodzie? – zapytała Łucja.– Tylko chwileczkę. Zbliża się burza – odpowiedziała Dolores, zerkając na ciemniejące niebo.

Dziewczynki biegały między malinami, aż nagle – Dolores usłyszała nagły krzyk. Ostry, przecięty przerażeniem. Natychmiast pobiegła przez trawnik. Aniela leżała skulona, trzymając się za szyję.


ree

– Użądliła mnie! Osa! – wykrztusiła. – Nie mogę... oddychać...

Dolores zbladła. Wiedziała, że Aniela ma silną alergię. W torebce dziewczynki był autowstrzykiwacz z adrenaliną. Wiedziała, ale ręce jej drżały. – Muszę… muszę… – szeptała, patrząc na urządzenie, jakby było jej obce. Nie umiała przypomnieć sobie, jak to się robiło. Coś kliknąć? Odbezpieczyć?

Gdzie cię boli? – zapytała, bezradnie. – Anielko, powiedz mi…

Aniela wskazała gardło. Oddychała z trudem.

– Mamo, zrób coś! – krzyknęła Łucja. – Ona nie może oddychać!

Dolores drżącą ręką przycisnęła końcówkę urządzenia. Kliknięcie. Wszytko trwało sekundy a dłużyło się jak wieczność. Potem wszystko potoczyło się szybko. Pogotowie. Karetka. Szpital. Dziewczynka była bezpieczna.


IV. Zaproszenie


W szpitalu zostały z Łucją dłużej z powodu gwałtownej burzy zalane zostały drogi dojazdowe. W oddali słychać było grzmoty i wyjący wiatr. Łucja powiedziała, że chce pójść do kaplicy. Chciała się pomodlić za koleżankę.


ree

Dolores nie protestowała. Czuła, że sama potrzebuje chwili ciszy. Znała te momenty, gdy w sercu budziło się jakby wewnętrzne poruszenie, domagające się światła modlitwy, by mogło wydostać się na zewnątrz. „Nie” – pomyślała szybko, jakby chciała zaprzeczyć tym myślom. „Wszystko już zostało powiedziane, wszystko oddane. Czuję się pusta. Nie mam już siły zaglądać w głąb siebie, szukając czegoś, czego nie ma… co i tak nic nie zmieni.”


A jednak dziś, bardziej niż kiedykolwiek, miała wrażenie, że to pragnienie nie rodzi się w niej samej. Było raczej jak zaproszenie przychodzące z zewnątrz – do czegoś, czego wcale nie chciała, a czego nie potrafiła też zignorować. Nie miała siły, by się temu poddać, a jednak wezwanie było tak silne, że niemal wbrew sobie, zrezygnowana, powoli wstała…


Szła powoli pustym korytarzem, niosąc w sobie ciężar, którego nie umiała nazwać. Minęła drzwi z napisem Kaplica. Przystanęła. Stała chwilę, jakby czekała na zaproszenie. W końcu nacisnęła klamkę i weszła do środka.


Kaplica była mała, cicha. Tylko światło z dużego witraża z wizerunkiem Maryi padało na ścianę. Usiadła obok córki. Łucja położyła głowę na ramieniu matki. Po chwili szepnęła:

– Mamo… ja się bardzo bałam. Ale ty… zrobiłaś to. Pomogłaś jej.


ree

Dolores nie odpowiedziała. Myślami była gdzie indziej. Tamta sytuacja – krzyk Anieli, jej drżące ręce, własna niemoc – wracały jak echo.


Zerknęła na ołtarz. I wtedy – znów wróciło to pytanie. Tym razem z wnętrza: „Gdzie Cię boli?”

Nie wiedziała jeszcze, do kogo się ono odnosi. Ani kto je naprawdę zadaje, jednak nie mogła pozostać na nie obojętna. Zawsze starała się być w prawdzie ze sobą, czuła, że to pytanie, mocno ją dotyka, że wzbiera w niej jak fala, mocniej i wyżej jakby napędzana odgłosami szalejącej burzy.


– Możesz zostawić mnie na chwilę samą? – zapytała córkę. Łucja skinęła głową przytuliła ją patrząc jak cichutko odchodzi. Dolores słyszała jak burza za oknem przybiera na sile, słyszała deszcz bębniący o blaszany dach głośniej i głośniej, głębiej i mocniej, wszystko zaczęło się w niej zacierać jak obraz za oknem.


V – Nie jesteś sama.


Nagle zrobiło się cicho dostrzegła światło małej, wiecznej lampki. Usiadła w ostatniej ławce. Poczuła, jak jej ciało zaczyna drżeć. Nie z zimna. Z czegoś głębszego, co w niej czekało od dawna.

ree

Spojrzała przed siebie. W ołtarzu wisiał obraz. Matka – w ciemnym welonie, z twarzą przebitą bólem. W dłoniach trzymała serce – przebite mieczem. Dolores znała ten obraz. Nazywano ją Mater Dolorosa. Matka Bolesna. Jej imię – Dolores – znaczyło to samo.


Myśl o mężu wróciła nagle, jak fala. To był ból, który znała, do którego przywykła. Śmierć. Samotność. Czuła się wtedy rozbita, pusta, rozżalona – jakby coś wyrwano jej z serca. I to właśnie tym bólem przez lata tłumaczyła wszystko: swój smutek, swoją oschłość, zamknięcie. Przed sobą i przed innymi. „Zostałam sama” – mówiła – i w tym znajdowała uzasadnienie. Ale tamtego wieczoru w kaplicy po raz pierwszy pojawiła się w niej cicha wątpliwość: czy to naprawdę ten ból mnie zatrzymał?


VII – Powracające pytanie?


Wciąż miała przed oczami obraz skulonej dziewczynki, koleżanki Łucji, gdy skulona leżała na trawie i to pytanie: „Gdzie cię boli?”


Dolores nie wiedziała, dlaczego właśnie te słowa zapadły w niej tak głęboko. Ale gdy myślała o tamtej dziewczynce, zobaczyła coś jeszcze – nie ją, lecz siebie. Nagle wróciło wspomnienie. Długo tłumione, zepchnięte. Była mała. Może sześcioletnia. Las. Burza. Pioruny przecinały niebo, a ona biegła, nie wiedząc gdzie. Zgubiła się. Słychać było tylko wiatr, drzewa trzeszczały, deszcz bił w liście jak bicze. Krzyczała, ale nikt nie odpowiadał. A potem już nie krzyczała. Skuliła się pod drzewem. I wtedy przyszedł ten moment, gdy poczuła nie tylko strach ale coś głębszego - ból opuszczenia. Tam, w tym lesie, czuła, że nikt jej nie znajdzie. Że nie jest ważna. Że jeśli zniknie – świat nawet tego nie zauważy. Dźwięk łkania dziecka rozbrzmiał w jej wspomnieniu. To nie był już głos małej dziewczynki. To był jej własny głos.


ree

I wtedy coś w niej pękło – nie gwałtownie, ale jak cienka powłoka, która przez lata zakrywała głębszą ranę. Powoli, z drżeniem serca, zaczęła pojmować, że ból po mężu był prawdziwy, ale nie był pierwszy. Nie był najgłębszy.



Teraz, w kaplicy, zadrżała tak samo. Ale czuła w sobie coś innego. Nie była sama. Obraz Matki nie odwracał wzroku, zdawało się że Maryja spogląda nią.

Gdzie cię boli? – usłyszała ponownie, może z burzy? Może z serca Matki?

Dolores objęła się ramionami. Jakby chciała się ochronić. Ale nie uciekła. I cicho cichutko jak dziecko szepnęła

– Tu… tu mnie boli. Nie wiedziała, gdzie dokładnie jest to „tu”. Może w duszy? Może w sercu? Dziecka, które wciąż skulone leżało pod tamtym drzewem?

Łzy zaczęły jej spływać po policzkach. Bez krzyku. Cicho. Tak jak płacze ktoś, kto w końcu przestał udawać, że go nie boli.

Tu mnie boli – powiedziała wyraźniej, i po raz pierwszy w życiu usłyszała, co naprawdę mówi. Nie było to: „dam radę”. Ani nie: „dlaczego?”. Tylko: „tu mnie boli” – i pozwoliła, żeby te słowa otworzyły stare drzwi.

Wtedy znów spojrzała na obraz.

I zobaczyła, Ją – matkę jak trzyma w dłoniach swoje Serce a przy nim przytulone inne serce – maleńkie. Jakby dziecięce. Jakby jej własne, przytulone do jej Matczynego Serca. Zrozumiała że wtedy nie była jednak sama.

I wtedy pierwszy raz poczuła, że może... już nie musi chować się pod drzewem.

W ciszy kaplicy Dolores wciąż trwała przed Bogiem – bez słów, bez ruchu. Jej dłonie splecione były ciasno, ale nie czuła już tego strasznego ciężaru w piersi, jakby coś dawno zapomnianego próbowało się w niej podnieść. Stanęła przy oknie kaplicy.

Tego wieczoru nie umiała jeszcze nazwać wszystkiego, ale wiedziała, że Bóg zaprasza ją do czegoś nowego, do kroku dalej w jedności z Nim.


ree

ŚWIETLIKI WIARY


  1. Dolores – imię bólu, imię Maryi

  • Dolores to nie tylko bohaterka, ale ucieleśnienie cierpienia – zarówno osobistego (śmierć męża, samotność, lęki), jak i egzystencjalnego (poczucie opuszczenia, zranienia z dzieciństwa).

  • W jej imieniu od razu kryje się odniesienie do Mater Dolorosa – Matki Bolesnej, która stoi u stóp krzyża. Dolores nieprzypadkowo w kaplicy patrzy na obraz Maryi z przebitym sercem – to moment utożsamienia się jej historii z historią zbawienia.


Ból Dolores staje się miejscem spotkania z Maryją, a przez Maryję – z Chrystusem. Tak jak Serce Maryi zostało przebite mieczem, tak serce Dolores nosiło w sobie ukryty, nigdy niewypowiedziane cierpienie.


2. Łucja – światło, czyli objawienie i prawda
  • Imię córki znaczy „światło”. To nie jest przypadek. W teologii światło jest zawsze znakiem objawienia, prawdy, łaski.

  • To dzięki Łucji (jej niewinności, prostemu zaufaniu, modlitwie) Dolores daje się poprowadzić ku prawdzie o sobie. Córka jest jak „łaska dziecka”, które wskazuje matce drogę ku światłu.

Łucja jest w tej bajce jak narzędzie Boga – jej obecność jest znakiem, że nawet w cieniu bólu pojawia się światło, które nie pozwala człowiekowi utonąć w ciemności. To echo słów z Ewangelii Jana: „Światło w ciemności świeci i ciemność go nie ogarnęła” (J 1,5).


3. Pytanie „Gdzie cię boli?”
  • To pytanie powtarza się jak refren. Początkowo skierowane do chorego dziecka, potem powraca jako wewnętrzny głos w sercu Dolores.

  • Teologicznie jest to echo pytania Boga z Księgi Rodzaju: „Gdzie jesteś?” (Rdz 3,9).

  • To nie jest pytanie medyczne, ale pytanie o duszę – o miejsce zranienia, o ranę, którą trzeba oddać, by przyszło uzdrowienie.

W tym pytaniu objawia się Bóg jako Ten, który nie potępia, ale szuka serca człowieka w jego bólu. To pytanie jest łaską – zaproszeniem do prawdy, która leczy.


4. Las, drzewo i skulone dziecko
  • Wizja z dzieciństwa, kiedy Dolores zgubiła się w burzy i skuliła pod drzewem, to obraz duszy opuszczonej.

  • Drzewo staje się miejscem ukrycia, ale też samotności. To obraz nieuzdrowionej rany, do której bohaterka wraca dopiero w dorosłości.

  • Skulone dziecko to Dolores sama, ta część jej serca, która nigdy nie została przytulona i uzdrowiona.

To moment podobny do modlitwy psalmisty: „Wróć, Panie, ocal moją duszę” (Ps 6,5). Bóg prowadzi Dolores do spotkania z własnym zranionym „dzieckiem w niej samej”, by je wyciągnąć spod drzewa opuszczenia.


5. Kaplica i Mater Dolorosa
  • Kaplica jest przestrzenią sakralną, ale też symboliczną: przestrzeń ciszy, spotkania, prawdy.

  • Obraz Maryi Bolesnej z przebitym sercem to zwierciadło Dolores. Tu odkrywa, że jej historia nie jest samotna, że jej ból ma swoje miejsce w większej historii zbawienia.

  • Maryja, trzymająca przebite Serce, objawia Dolores, że jej rana może być przytulona do Serca Matki.

To jest mistyczne spotkanie, gdzie osobiste cierpienie zostaje złączone z cierpieniem Maryi i Chrystusa. Dolores przestaje być sama w bólu – wchodzi w komunię świętych, w tajemnicę Kościoła.


6. Droga uzdrowienia
  • Kluczowy moment: Dolores wreszcie potrafi powiedzieć: „Tu mnie boli”.

  • To wyznanie nie jest użalaniem się, ale uznaniem prawdy, pierwszym krokiem do uzdrowienia.

  • W teologii to echo sakramentu pokuty i pojednania – wypowiedzenie tego, co ukryte, otwiera na łaskę.

Wypowiedzenie bólu staje się aktem wiary. To jak modlitwa Hioba, który nie boi się mówić Bogu o cierpieniu. Dolores odkrywa, że jej rana jest miejscem spotkania z Bogiem – że „moc w słabości się doskonali” (2 Kor 12,9).


7. Synteza

  • Ból nie jest końcem, ale początkiem drogi.

  • Cisza i samotność mogą stać się miejscem spotkania z Bogiem.

  • Maryja – Mater Dolorosa – uczy, że cierpienie przyjęte w świetle miłości staje się płodne, otwierając na nowe życie.

  • Pytanie Boga „Gdzie cię boli?” to nie oskarżenie, lecz zaproszenie: by odkryć, że każda rana może zostać przytulona w Sercu Chrystusa.

W skrócie: bajka „Gdzie cię boli?” jest ikoną serca – obrazem wędrówki człowieka od samotności i zamknięcia, przez rozpoznanie bólu, aż po odkrycie, że w Bogu nie ma opuszczenia.


O Darze Życia W Woli Bożej

1. Uzdrowienie jako warunek jedności z Bogiem

Bóg, prowadząc duszę do pełnej komunii ze Sobą, najpierw uzdrawia jej wnętrze. To uzdrowienie nie jest celem samym w sobie, ale drogą, aby dusza mogła kochać w pełni, w wolności i bez zniekształceń, jakie wniosła rana grzechu pierworodnego i grzechy osobiste.

  • W duchowości klasycznej mówi się o oczyszczeniu pamięci, rozumu i woli (np. u św. Jana od Krzyża), które przygotowuje na zjednoczenie.

  • przywrócenie łączności ludzkiej pamięci, rozumu i woli z pamięcią, rozumem i wolą Bożą – to jest wprost echo nauczania o życiu w Woli Bożej (Luisa Piccarreta).


2. Dar życia w Woli Bożej jako szczególna przestrzeń uzdrowienia

Wola ludzka często staje na przeszkodzie działaniu Boga – bo choć Bóg pragnie zbawiać i uzdrawiać, człowiek w wolności potrafi temu stawiać opór.

  • W darze życia w Woli Bożej dusza rezygnuje ze swojej własnej woli, a przyjmuje Wolę Bożą jako swoją.

  • To otwiera Bogu „wolną drogę” – nie ma przeszkody, bo dusza świadomie oddaje swoje „ja” Temu, który JEST.

  • Dlatego uzdrowienie w duszach żyjących w Woli Bożej jest szczególne – bo Bóg działa swobodniej.


3. Powrót do pierwotnego porządku stworzenia


Dar życia w Woli Bożej to droga, na której Bóg uzdrawia duszę w jej najgłębszej strukturze, aby przywrócić jej pierwotny porządek i przeznaczenie – zjednoczenie z Nim w miłości, wolności i podobieństwie.





Komentarze

Oceniono na 0 z 5 gwiazdek.
Nie ma jeszcze ocen

Oceń

Zapisz się jeśli chcesz otrzymywać powiadomienia o nowych postach.

© 2025 Dar Życia w Woli Bożej

bottom of page