Modlitwa przygotowawcza przed każdą godziną konania w Ogrodzie.
O mój Boski Odkupicielu, Jezu, proszę, zabierz mnie ze sobą i razem z Twoimi trzema umiłowanymi Apostołami, bym mogła towarzyszyć Ci w Twojej agonii w Ogrodzie Oliwnym. Przynaglona słodkim wyrzutem, jaki skierowałeś do Piotra i pozostałych dwóch śpiących uczniów, pragnę czuwać z Tobą przynajmniej przez jedną godzinę w ogrodzie Getsemani. Pragnę poczuć choć jedno ukłucie Twojego konającego Serca, odczuć choć jeden oddech Twojego udręczonego tchnienia. Pragnę wpatrywać się w Twoje Boskie Oblicze i kontemplować, jak blednie, jak ogarnia je trwoga, jak drży, jak pochyla się aż do ziemi.
Już widzę, o mój cierpiący Jezu, jak Twoje Ciało chwieje się i upada – to na jedną, to na drugą stronę – jak Twoje miłujące dłonie, zesztywniałe z bólu, splatają się ze sobą. Zaczynam słyszeć Twoje jęki, wołania miłości i niewyrażalnego cierpienia, które zanosisz ku Niebu. O mój Jezu, konający w ponurym Ogrodzie Getsemani, spraw, aby spłynął na mnie w tej godzinie, w której pragnę Ci towarzyszyć, strumień, kropla z tej Twojej najczcigodniejszej Krwi, który płynie niczym potok ze wszystkich Twoich najświętszych członków.
Ach, jest to najdroższe oczyszczenie płynące z mojego najwyższego Dobra, które dla mnie kona! Ach, spraw, abym mogła Cię pić, chłonąć aż do ostatniej kropli, i bym razem z Tobą mogła wypić choć łyk z gorzkiego kielicha Umiłowanego, odczuć w sobie cierpienia Jego Boskiego Serca – a nawet, aby serce moje pękło z żalu, że obraziłam mojego Pana, który dla mnie doprowadza się aż do konania.
Ach, mój Jezu! Daj mi łaskę, daj mi pomoc, bym cierpiała, wzdychała i płakała z Tobą choć przez jedną godzinę w Ogrodzie Oliwnym!
O Matko Bolesna, Maryjo, spraw, bym odczuła współczucie Twego przebitego Serca dla Jezusa konającego w Getsemani. Amen.

5 godzina, 21:00 - 22:00
PIERWSZA GODZINA KONANIA W OGRODZIE GETSEMANI
Mój udręczony Jezu, czuję, że jestem przyciągana do tego Ogrodu jak gdyby prądem elektrycznym. Pojmuję, że Ty, potężny magnes mojego zranionego serca, wzywasz mnie. Ja zaś biegnę, myśląc sobie: cóż to za urok miłości, który w sobie czuję? Ach, może mój prześladowany Jezus jest w takim stanie rozgoryczenia, że odczuwa potrzebę mojego towarzystwa… I pędzę. Ależ nie! Czuję się przerażona, wchodząc do tego Ogrodu… Ciemności nocy, dokuczliwe zimno, powolne poruszanie się liści, które jak smętne głosy zapowiadają ból, smutek i śmierć mojego cierpiącego Jezusa, delikatne migotanie gwiazd, które jak płaczące oczy wytężają wzrok i powtarzają echem płacz Jezusa oraz wyrzucają mi moją niewdzięczność. Drżę więc, szukam Go po omacku i wołam do Niego: Jezu, gdzie jesteś? Wołasz mnie i się nie pokazujesz? Wołasz mnie i się ukrywasz?
Wszystko budzi przerażenie i strach, wszystko jest w głębokiej ciszy... Ale nadstawiam uszu i słyszę ciężki oddech, i to właśnie Jezusa znajduję… Ale co za bolesna zmiana! To już nie słodki Jezus z Wieczerzy Eucharystycznej, którego twarz jaśniała olśniewającym i zachwycającym pięknem. Jest On smutny, i to śmiertelnym smutkiem, zniekształcającym Jego naturalne piękno... Jest już w agonii. Ja zaś odczuwam niepokój na myśl, że może już więcej nie usłyszę Jego głosu, ponieważ wydaje się, że umiera… Obejmuję zatem Jego stopy. Staję się odważniejsza i zbliżam się do Jego ramion. Kładę dłoń na Jego czole, żeby Go podtrzymać, i szeptem wołam do Niego: Jezu, Jezu!
A On, poruszony moim głosem, spogląda na mnie i mówi: Córko, jesteś tutaj? Czekałem na ciebie. To był smutek, który dokuczał Mi najbardziej – całkowite opuszczenie przez wszystkich. Czekałem na ciebie, aby cię uczynić świadkiem moich boleści i pozwolić ci wypić razem ze Mną kielich goryczy, który wkrótce mój Ojciec Niebieski przyśle Mi przez anioła. Wysączymy go wspólnie, gdyż będzie to nie kielich pocieszenia, ale kielich wielkiej goryczy. Czuję potrzebę, aby jakaś kochająca dusza wypiła z niego przynajmniej kilka kropel. Wezwałem więc ciebie, abyś go przyjęła i dzieliła ze Mną moje boleści, i zapewniła Mnie, że nie pozostawisz Mnie samego w tak ogromnym opuszczeniu!
Ach tak, mój udręczony Jezu, wypijemy razem kielich Twojej goryczy i będziemy znosić Twoje boleści. Nigdy nie odejdę od Twojego boku!
Cierpiący Jezus, zapewniony przeze mnie, popada w śmiertelną agonię i znosi boleści, jakie nigdy przedtem nie były widziane ani słyszane… A ja, nie mogąc tego wytrzymać i chcąc okazać Mu współczucie oraz przynieść Mu ulgę, mówię do Niego: Powiedz mi, dlaczego jesteś taki smutny, cierpiący i samotny w tym Ogrodzie i tej nocy. Jest to ostatnia noc Twojego życia na ziemi. Pozostało Ci zaledwie kilka godzin do rozpoczęcia Twojej Męki… Sądziłam, że znajdę przynajmniej Niebieską Mamę, kochającą Magdalenę i wiernych apostołów, natomiast znajduję Cię samego i pogrążonego w smutku, który zadaje Ci okrutną śmierć i nie pozwala Ci umrzeć… O moja Dobroci i moje Wszystko, nie odpowiadasz mi? Przemów do mnie! Ale wydaje się, że brak Ci słów, tak wielki jest smutek, który Cię dręczy. Ale, o mój Jezu, to Twoje spojrzenie, pełne światła, ale cierpiące i badawcze, które wydaje się jakby szukało pomocy, Twoje blade oblicze, Twoje wargi spierzchnięte z miłości, Twoja Boska Osoba, która drży cała od stóp do głów, Twoje Serce, które mocno bije – a jego uderzenia poszukują dusz i wywołują takie duszności, że wydaje się, iż w każdej chwili możesz wydać ostatnie tchnienie – wszystko to mówi mi, że jesteś sam i dlatego pragniesz mojego towarzystwa. Oto jestem, o Jezu, cała dla Ciebie i razem z Tobą. A co więcej, nie mam serca, żeby patrzeć na Ciebie porzuconego na ziemi... Chwytam Cię w swoje ramiona i przytulam do swojego serca. Chcę policzyć, jedno po drugim, Twoje zmartwienia, jedna po drugiej, zniewagi, ukazujące się przed Tobą, aby przynieść Ci ulgę we wszystkim, zadośćuczynienie za wszystko i przynajmniej jedną moją radość za wszystko… Ale, o mój Jezu, gdy Cię trzymam w moich ramionach, Twoje cierpienia się wzmagają … Życie moje, czuję ogień płynący w Twoich żyłach i czuję, jak Twoja krew się gotuje i chce rozerwać żyły, aby się wydostać… Powiedz mi, Miłości moja, co robisz. Nie widzę biczy ani cierni, ani gwoździ, ani krzyża, a jednak gdy kładę głowę na Twoim Sercu, czuję, że okrutne ciernie przekłuwają Twoją głowę, że bezlitosne bicze nie oszczędzają Ci żadnej cząstki wewnątrz i na zewnątrz Twojej Boskiej Osoby i że Twoje ręce są bardziej sparaliżowane i powykręcane, niż gdyby były przebite gwoździami… Powiedz mi, moja słodka Dobroci, kto ma taką moc nawet w Twoim wnętrzu, żeby Cię dręczyć i sprawiać, że przechodzisz tyle śmierci, ile jest udręk, które Ci zadają.
Ach, wydaje się, że błogosławiony Jezus otwiera swoje słabe i umierające usta i mówi do mnie: Córko moja, chcesz wiedzieć, kto Mnie dręczy bardziej niż sami oprawcy? A raczej, udręki oprawców są niczym w porównaniu z tym! Jest to Odwieczna Miłość, która chcąc mieć pierwszeństwo we wszystkim, sprawia, że cierpię wszystko na raz, a w najbardziej skrytych miejscach każe Mi cierpieć to, co oprawcy każą Mi przecierpieć stopniowo… Ach, córko moja, to Miłość całkowicie dominuje nade Mną i we Mnie. Miłość jest dla Mnie gwoździem, Miłość jest dla Mnie biczem, Miłość jest dla Mnie koroną z cierni, Miłość jest dla Mnie wszystkim. Miłość jest moją nieustającą Męką, natomiast Męka zadawana przez człowieka jest tylko czasowa… Ach, córko moja, wniknij w moje Serce, przyjdź i rozpłyń się w mojej Miłości. Tylko w mojej Miłości będziesz mogła zrozumieć, jak bardzo cierpiałem i jak bardzo cię kochałem, oraz nauczysz się Mnie kochać i cierpieć tylko z miłości.
O mój Jezu, skoro wzywasz mnie do wnętrza Twojego Serca, żeby pokazać mi, jakie cierpienie zadała Ci Miłość, to ja do niego wchodzę. Ale gdy do niego wchodzę, widzę cuda Miłości, która koronuje Twoją głowę nie materialnymi cierniami, ale cierniami z ognia, która biczuje Cię nie biczami ze sznurów, ale biczami z ognia, która przybija Cię do krzyża nie gwoździami z żelaza, ale gwoździami z ognia… Wszystko jest Ogniem, który przenika nawet do Twoich kości i szpiku, a przemieniając całe Twoje Najświętsze Człowieczeństwo w Ogień, zadaje Ci śmiertelne boleści, z pewnością większe niż sama Męka, i przygotowuje kąpiel Miłości dla wszystkich dusz, które zechcą się oczyścić z wszelkiej zmazy i zdobyć prawo córek Miłości.
O Miłości bez granic, czuję, że jestem niczym wobec tak ogromnej Miłości i widzę, że aby móc wkroczyć do Miłości i ją zrozumieć, cała powinnam stać się miłością! O mój Jezu, ja nią nie jestem! Ale skoro pragniesz mojego towarzystwa i chcesz, abym wniknęła w Ciebie, proszę Cię, spraw, abym stała się w pełni miłością.
Dlatego proszę Cię, abyś ukoronował moją głowę i każdą moją myśl koroną Miłości. Błagam Cię, o Jezu, abyś biczował moją duszę, moje ciało, moje władze duchowe, moje odczucia, moje pragnienia, moje uczucia, w sumie wszystko, biczami miłości. Niech we wszystkim będę biczowana i pieczętowana miłością. Spraw, o nieskończona Miłości, aby nie było we mnie niczego, co by nie brało życia z Miłości.
O Jezu, ośrodku wszelkiej miłości, błagam Cię, abyś przybił moje ręce i stopy gwoździami miłości, tak abym całkowicie przeszyta Miłością, miłością się stała, miłość zrozumiała, w miłość się przyoblekła i miłością się karmiła. Niech miłość zachowa mnie całkowicie przybitą w Tobie, tak aby żadna rzecz wewnątrz i na zewnątrz mnie nie odważyła się odwrócić i oderwać mnie od miłości, o Jezu!
Modlitwa dziękczynna po każdej godzinie agonii w Ogrodzie
Dziękuję Ci, o najsłodszy mój Panie, że raczyłeś przyjąć mnie do swego towarzystwa choćby na jedną godzinę, w Twej straszliwej agonii w Ogrodzie. Ach, jakże niewielkie pocieszenie mogłam Ci dać, o mój dobry Jezu! Lecz Twoja nieskończona miłość i przeobfita dobroć Twego litościwego Serca sprawiają, że znajdujesz ulgę nawet w najdrobniejszym akcie współczucia, jaki okazuje Ci stworzenie.
Ach! Nigdy nie wymażę z pamięci widoku Twojej drżącej, przygnębionej, udręczonej Postaci, korzącej się w prochu ziemi, całej zroszonej krwawym potem, w mrocznej trwodze Getsemani. Doświadczyłam, o Jezu, że trwanie przy Tobie w cierpieniu, odczuwanie choćby jednej kropli gorzkiej boleści Twojego Boskiego Serca, to najwznioślejszy los, jaki może spotkać człowieka na tej ziemi.
O Jezu, wielkodusznie wyrzekam się rzeczy ziemskich i zwodniczych – pragnę tylko Ciebie, uciśnionego, cierpiącego, utrudzonego mojego Pana. Od Ogrodu po Kalwarię pragnę być zawsze Twoją wierną i czułą towarzyszką.
O Jezu, spraw, abym została pojmana razem z Tobą, abym była prowadzona z Tobą przed sądy; spraw, bym miała udział w obelgach, zniewagach, opluciach i policzkowaniu, jakimi Twoi wrogowie Cię okryją. Zabierz mnie z sobą od Piłata do Heroda, od Heroda z powrotem do Piłata. Zwiąż mnie z Tobą przy kolumnie i pozwól, abym odczuła choć część Twojego biczowania. Daj mi trochę Twoich cierni, Jezu, niech mnie przebiją. Spraw, bym z Tobą została skazana na śmierć krzyżową: Ty, jako ofiara miłości za mnie, a ja jako ofiara wynagradzająca za moje grzechy.
Daj mi udział w losie Szymona z Cyreny, bym mogła iść z Tobą na Kalwarię, i tam razem z Tobą zostać przybita do krzyża, konając i umierając z Tobą.
O Matko Bolesna, Ty, która pomogłaś mi współcierpieć z Jezusem konającym w Ogrodzie, pomóż mi również, abym trwała przybita z Tobą do tego samego krzyża Jezusa i potrafiła ofiarować Mu najgodniejsze wynagrodzenia płynące z zasług Jego Męki i Śmierci Krzyżowej. Amen.
Refleksje i praktyki
(św. Hannibal di Francia)
W tej godzinie, Jezus Chrystus opuszczony przez swego Przedwiecznego Ojca, cierpiał taki ogień miłości, że był zdolny zniszczyć wszelki grzech – każdy, jaki tylko można sobie wyobrazić – i rozpalić swoją miłością wszystkie dusze, nawet te z miliona milionów światów*, a także dusze tych, którzy [marnując tę miłość] wybierają
wieczną zatwardziałość w swoim złu i świadomie wybierają piekło.
Wejdźmy w Jezusa, a gdy już przenikniemy w całe Jego wnętrze, Jego najskrytsze głębiny, Jego ogniste uderzenia serca, Jego rozpalony żarliwością umysł – weźmy tę miłość i przyobleczmy się nią wewnętrznie i zewnętrznie, rozpalając się tym ogniem, którym płonął Jezus. Następnie, wychodząc z Niego i zanurzając się w Jego Woli, znajdziemy tam wszystkie dusze. Dajmy każdej z nich miłość Jezusa, dotknijmy ich serc i umysłów tą miłością, i postarajmy się przemienić je całkowicie w miłość.
A potem, poprzez Jego pragnienia, uderzenia Serca i myśli, uformujmy Jezusa w sercu każdej istoty ludzkiej. Wówczas, niosąc wszystkie dusze, razem z Jezusem obecnym w ich sercach, przedstawmy je Jemu i ustawmy wokół Niego, mówiąc: „O Jezu, przynosimy Ci wszystkie dusze, z Tobą obecnym w ich sercach, aby Cię pocieszyć i ukoić. Nie mamy innego sposobu, by złagodzić płomień Twojej miłości, jak tylko przyprowadzić każdą duszę do Twojego Serca!”
Czyniąc to, ofiarujemy Jezusowi prawdziwą pociechę, gdyż płomienie, które Go spalają, są tak gwałtowne, że wciąż powtarza: „Płonę miłością, a nie ma nikogo, kto chciałby ją przyjąć. Och, pociesz Mnie, przyjmując Moją miłość i oddając Mi swoją!”
Aby we wszystkim upodobnić się do Jezusa, musimy wejść w głąb samych siebie i zastosować do siebie te refleksje. Czy możemy powiedzieć, że we wszystkim, co czynimy, istnieje nieustanny przepływ miłości między nami a Bogiem? Nasze życie to nieustanny przepływ miłości od Boga. Gdy myślimy – jest to przepływ miłości, gdy pracujemy – to przepływ miłości; słowo to miłość, bicie serca to miłość. Rzeczywiście, wszystko otrzymujemy od Boga. Ale czy te wszystkie działania powracają ku Bogu jako akt miłości? Czy Jezus znajduje w nas ten słodki zachwyt miłości płynącej ku Niemu, tak by porwany tym oczarowaniem, mógł przelać w nas jeszcze obfitszą miłość?
Jeśli nie mieliśmy w sobie tej intencji, by we wszystkim podążać za Jezusem w Jego miłości, powinniśmy wejść w siebie i prosić Go o przebaczenie za to, że pozbawiliśmy Go słodyczy Jego własnej miłości skierowanej ku nam.
Czy pozwalamy się kształtować Bożym dłoniom tak, jak pozwoliło się kształtować człowieczeństwo Jezusa Chrystusa? Musimy przyjmować wszystko, co dzieje się w naszym wnętrzu, jeśli tylko nie jest to grzechem, jako Boską pracę Bożych rąk. Jeśli tego nie czynimy, odbieramy Ojcu chwałę, sprawiamy, że Jego Boskie życie uchodzi z nas i tracimy świętość. Wszystko, co przeżywamy wewnętrznie – natchnienia, umartwienia, łaski – to nic innego jak miłosna praca Boga w nas. Czy przyjmujemy to tak, jak On tego pragnie? Czy dajemy Jezusowi wolność działania w nas, czy raczej pojmujemy wszystko po ludzku i jako pozbawione sensu, a przez to odrzucamy Boże formowanie nas, zmuszając Go, by złożył bezczynnie ręce? Czy oddajemy się w Jego ramiona jakbyśmy byli martwi, aby przyjąć wszystkie ciosy, które Pan zechce dopuścić dla naszego uświęcenia?

O moja Miłości i moje Wszystko, niech Twoja miłość przeniknie mnie całkowicie i spali wszystko, co się Tobie sprzeciwia. Niech moja miłość zawsze płynie ku Tobie i wypala to, co mogłoby zasmucić Twoje Serce.
*Według komentarza o. Josepha Iannuzziego do "24 Godzin Męki Naszego Pana Jezusa Chrystusa" odniesienie św. Hannibala do innych „światów” ma swoje źródło w objawieniu Jezusa przekazanym Luizie (tom 11, 29 października 1914), gdzie mówi On do niej: „Moja Wola zawiera w sobie czyny w pełni dokonane. Jeden jedyny akt Mojej Woli wystarcza, aby stworzyć tysiące światów – wszystkie doskonałe i kompletne. Nie potrzebuję kolejnych aktów, bo jeden wystarcza za wszystko. A zatem, spełniając najprostszy akt zjednoczony z Moją Wolą, ofiarowujesz Mi akt pełny – to znaczy akt miłości, uwielbienia, dziękczynienia i zadośćuczynienia. Krótko mówiąc, zamykasz w tym akcie wszystko dla Mnie, a co więcej – zamykasz w nim także Mnie samego i ofiarowujesz Mi Mnie samego”.
_edited.png)
